fbpx

To zupełnie wyjątkowa rodzina 🙂 Kiedy z nimi przebywasz.. po prostu wiesz, że wszystko gra. Uwielbiam, gdy Karolina opowiada o swoich dzieciach lub mężu. To takie opowieści w trakcie, których zawsze się uśmiecham, absolutnie nie bagatelizując ich trudności, tylko po prostu


z jakiegoś nie do końca wytłumaczalnego powodu. W jej wypowiedzi, obojętnie jak dramatyczna nie byłaby sytuacja, najpierw słychać CZUŁOŚĆ. I to jest słowo, które pierwsze przychodzi mi do głowy jak myślę o tej rodzinie. Czułość do siebie nawzajem, ale i do innych… Karolina jest cudowną gospodynią, taką, że wiecie przychodzicie do ich domu
i czujecie się jak u siebie, cudownie swobodnie, a przy tym „zaopiekowani” w każdej mierze. Ich dzieci, zawsze taktowne, grzeczne, elokwentne, naprawdę zainteresowane tym co u nas słychać, okazujące czułość naszym dzieciom, ale wiecie nie taką sztuczną, wymuszoną sytuacją tylko szczerą i prawdziwszą niż cokolwiek innego na świecie. To taka rodzina, którą jak pytam jak sobie radzą w kwarantannie odpowiadają – „Wiesz my tam lubimy ze sobą przebywać, mamy teraz mnóstwo czasu na bycie razem, wspólne spędzanie czasu”. To taka rodzina, która zna chyba wszystkie gry planszowe świata:) Wreszcie… mocne słowa… ale to taka rodzina, której powierzyłabym opiekę nad MOIMI dziećmi !! Nie wiem kiedy to się stało, ale ich dzieci dorosły, więc to dobry czas by zapytać jak oni widzą proces wychowania.

K: Zanim zaczniemy odpowiadać na pytania, bardzo dziękujemy Marcie za ciepłe słowa oraz opis naszej rodziny:) A także zaproszenie do udzielenia wywiadu.

No i jedno sprostowanie – my mamy duże dzieci – córka 18 lat i syn – 15 lat, ale jeszcze nie dorosłe. One dopiero wchodzą, jedno w dorosłość, a drugie jest w okresie dojrzewania, więc przed nami jeszcze kilka lat, zanim rzeczywiście będziemy mogli ocenić nasz proces wychowania.

Oczywiście, jakiś etap za sobą mamy, jesteśmy jako rodzice bardzo dumni z tego w jakim miejscu Oni są, co do tej pory osiągnęli i jacy są, ale wiemy, że to jeszcze nie koniec…

Jakie chwile najmilej wspominacie z okresu wychowywania dzieci ?

K: Dla mnie tych chwil było tak dużo, bardzo dużo… Często są one trudne do opisania. Na pewno każde urodziny, występy w przedszkolu i szkole, wspólne zabawy, wygłupy, wyjazdy…

G: Z mojego punktu widzenia to wspólne spacery, ponieważ byłem wtedy głównym tragarzem i czułem się bardzo potrzebny.

Jaka jest najważniejsza zasada/zasady, które przyjęliście w wychowaniu dzieci ?

K: Nie mieliśmy ustalonych zasad. Bardzo wiele robiliśmy intuicyjnie. Na pewno zawsze trzymaliśmy jedną linię działań, byliśmy konsekwentni.

Ja zawsze wymagałam, oczywiście stosownie do wieku. I zawsze dotrzymywałam słowa i tego co obiecałam, tak planowałam i robiłam, aby to co ustaliłam z dziećmi było zrobione, wykonane, do dzisiaj zresztą tak jest.

Często też wychowując swoje dzieci, zastanawiałam się jak ja chciałabym być traktowana, jak ja bym się czuła, mimo że jestem dorosła, to odnosiłam to do dzieci, bo myślę, że niezależnie od wieku powinniśmy być wobec innych, szczególnie naszych bliskich, szczerzy, otwarci, stanowczy, wyrozumiali…

G: Zawsze staramy się uzgadniać nasze stanowiska, bez uzgodnienia z Karoliną nie podejmuję samodzielnie ważnych decyzji. Nie składam obietnic, których nie będę mógł dotrzymać, bo nasze dzieci od najmłodszych lat miały pamięć absolutną:)

Które chwile stanowiły dla Was wyzwanie ? W których momentach, zastanawialiście się co zrobić i co zrobiliście ?

K: Trudne pytanie.

G: Wyzwaniem w wychowaniu dzieci była dla mnie praca nad moimi emocjami, z uwagi na mój temperament, w stosunku do wrażliwości dziecka.

Na pewno też nie staramy się ich trzymać pod kloszem i chcemy, żeby doświadczali życia.

Pozwalamy naszym dzieciom podejmować decyzje i dokonywać samodzielnych wyborów.

K: Myślę, że za każdym razem wyzwaniem jest inny pogląd na jedno wydarzenie, sytuację np. dziecko chce wyjść, ale wg nas jest już za późno, jest ciemno, a ono twierdzi, że jest odważne, da radę, nie mamy się czego obawiać. To powoduje dyskusję, no i oczywiście, podjęcie takiej
a nie innej decyzji.

Bo my jako rodzice (i to powtarzam moim dzieciom ciągle) bierzemy za NICH odpowiedzialność, boimy się o nich, i jest to troska. Do tego dochodzi jeszcze nasze doświadczenie życiowe, które nasze dzieci muszą zdobyć.

Oczywiście trzeba mieć zaufanie, usamodzielniać, ale to trzeba zawsze wyczuć, tutaj jest bardzo cienka i niebezpieczna linia.

Czym różni się wychowanie dziewczynki i chłopca ?

K: Dla mnie niczym. W zasadzie dziecko, każde potrzebuje tego samego – dużo miłości, ciepła, wsparcia, bezpieczeństwa… Może potem wzorce są inne.

G: U nas różnic jest mnóstwo, jako ojciec nie wiem czy wynika to z różnicy płci, czy charakterów. Zawsze mnie to inspirowało, bo nie można było przyjąć jednego schematu
w stosunku do ich dwojga. To co u jednego nie stwarzało żadnych problemów i było wręcz niezauważalne, to u drugiego urastało do tematu nie do przejścia.

Czy są jakieś zadania przypisane konkretnie mamie w domu i konkretnie tacie ?

K: Jakieś tam są…

Od początku mieliśmy taki podział, to też przyszło tak naturalnie, że ja zajmuję się domem – to tak ogólnie, i pracuję zawodowo też.

A mąż pracuje i pomaga mi w domu, w opiece.

Taki podział był też uwarunkowany naszą pracą zawodową. Dogadywaliśmy się w tych kwestiach bez problemu. Zresztą tak jest do dziś.

G: Z mojego punktu widzenia mamy ściśle ustalony i usystematyzowany podział zadań. Zasadą nadrzędną jest to, że nasz dom jest miejscem, do którego wszyscy spieszymy i chętnie wracamy nawet po najcięższym dniu. Z racji tego, że rodzina potrzebuje też warunków bytowych, zawsze poczuwałem się do zapewnienia stabilnej sytuacji finansowej dla niej. Zabierało to więcej czasu w ciągu dnia, ale zawsze chciałem jak najszybciej wrócić do domu.

Czy uważacie, że ważne jest przebywanie razem ? Jak spędzaliście razem czas ?

K: Wspólne spędzanie czasu przychodziło automatycznie. Po prostu wiele rzeczy, czynności, prac robiliśmy wspólnie.

Jak dzieci były małe, to ja po przyjściu z pracy do domu przez dobrą godzinę – codziennie – najpierw się z nimi przytulałam, wygłupiałam – był to nasz rytuał i nasza tradycja (do dzisiaj oboje to pamiętają). Ta rozłąka (9-10 godzin dziennie od pn do pt) musiała być wynagrodzona czasem 100% dla nich. Potem, gdy byli starsi zachęcaliśmy ich do aktywności – wspólne wycieczki rowerowe, spacery, wyjazdy np. w góry, szliśmy do kina na film familijny lub bajkę, graliśmy w gry planszowe itp. „Zniżaliśmy się” do zajęć, które im dawały frajdę, a i nam przy okazji też.

G: Myśl o powrocie do domu pozwalała szybko pokonywać trudy dnia i z biegiem czasu stała się moim codziennym celem, po to, aby spędzić czas z dziećmi np. przeczytanie na dobranoc kolejny raz tej samej bajki, zagranie w grę planszową, za którą nie przepadałem, wysłuchanie dwóch identycznych relacji dzieci z całego dnia, najpierw mówiło starsze, potem młodsze:)

K: Myślę, że ten wspólnie spędzany czas, daje dziecku jak najwięcej. Możemy wzmacniać jego samoocenę, motywować go, uczyć, poszerzać wiedzę i horyzonty, jednocześnie być blisko, poznawać się nawzajem, obserwować.

Patrząc z perspektywy czasu to ten etap jest ogólnie krótki, szybko mija.

Co stanowi największą trudność podczas dojrzewania ? Co Wam pomogło przetrwać ten okres ?

K: My go jeszcze przerabiamy… To jest trudny czas. Myślę, ze przede wszystkim opiera się na miłości, zrozumieniu, nie będę mówić o spokoju, bo to nie mój klimat, nasz…, jest ostro czasem, ale to jest właśnie czas kiedy to małe dziecko dojrzewa i zaczyna wchodzić w wiek młodzieńczy, by stać się dorosłym.

To jest trudne dla dziecka, ale także i dla matki, czyli dla mnie, bo dziecko chce więcej, a ja nie zawsze jestem jeszcze na to gotowa. Wiem też, że ja MUSZĘ stawiać pewne granice, być tą złą i okropną, ale to jest też to bezpieczeństwo i granice których ten nastolatek potrzebuje.

G: Uwaga rodzice, mamy złą wiadomość : ten okres ciągnie się jak przysłowiowa guma w majtach, ale na szczęście jest mnóstwo pozytywnych aspektów, z których wszyscy możemy czerpać. Jest to moment, w którym przychodzi czas na zmianę relacji rodzic-dziecko. Oczywiście mówimy tu o wspólnym szacunku, ale także o ogromnej uwadze, którą jako rodzice przywiązujemy do każdego słowa wypowiadanego przez te młode istoty.

Jak to zrobić by rodzeństwo nie tylko się “nie zatłukło” podczas dojrzewania, ale żeby wzmocnić ich relację, w moim odczuciu przepełnioną szacunkiem i wzajemnym zrozumieniem?

G: Rodzeństwo musi się wychowywać razem i to w takiej bliskiej relacji i zażyłości.
W dzieciństwie wspólne zabawy, które przeradzają we wspólne rozmowy oraz chęć wspólnego spędzania czasu, a to wszystko zamyka ta więź. Z naszej strony wydaje nam się, że dobrym rozwiązaniem do budowania więzi i pozytywnych relacji był wspólny pokój, oczywiście do pewnego momentu.

K: Ta relacja jest dobra, czy taka będzie – oby, jako matka bardzo bym chciała. To bardzo zależy też od charakteru osób. Moje dzieci to dwa bardzo różne charaktery. Ale fakt jest taki, że liczą się nawzajem ze sobą, radzą się siebie nawzajem, rozmawiają na różne tematy.

Jednego nigdy nie robiłam, nie faworyzowałam, któregoś dziecka, starałam się być obiektywna – co oczywiście jest bardzo trudne i nie wprowadzałam rywalizacji. Reszta działa się naturalnie.

Wkrótce część druga