fbpx

Wiktoria, to było jedno z moich pierwszych, “zawodowych” dzieci. Jako pedagog, prowadziłam w szkole kółko taneczne (co wbrew pozorom, nie zdarza się wcale rzadko). Właśnie tak, się poznałyśmy. Rozmowy z nią były przyjemnością, często potrafiła mnie zaskoczyć swoimi poglądami, błyskotliwością i dobrocią. Wiecie, to nie tylko miłe, pomocne i dobre dziecko. To takie dziecko, które po prostu gdzieś znajduje sobie miejsce w Twoim sercu i zostaje tam już na zawsze.

Ujmowała mnie wieloma rzeczami, taką mądrą dojrzałością, brakiem parcia, wycofaniem tam, gdzie nie warto było się “pchać”, inteligencją, nietuzinkowymi zainteresowaniami i tym jak mówiła o swojej rodzinie. Nigdy nie zapomnę tego, jak opowiadała o przeprowadzce do nowego, wyczekiwanego domu. Zapytałam ją pewnego dnia, jak się im mieszka. Wiktoria z lekkim żalem w głosie stwierdziła, że fajnie, ale w sumie to brakuje jej dzielenia pokoju z siostrą i tego ścisku, który powodował, że wszyscy ciągle na siebie wpadali.

To było tak niewymuszone, ujmujące i… cudowne, że od tamtej pory mam ogromną chęć zapytać jej rodziców, jak im się udało wychować takie dziecko? Jak oni to zrobili? No I w końcu…. Odważyłam się, a oni się zgodzili 🙂 Zapraszam Was na ten niezwykły dla mnie wywiad.

Co było najfajniejsze w wychowaniu dzieci? Czy jest jakiś szczególny moment, który utknął Wam w pamięci?

Rodzicielstwo to codzienne wyzwania i mnóstwo wątpliwości. Przy dwójce dzieci fajne chwile przeżywa się podwójnie, ale i problemów jest dwa razy więcej. Pięknych momentów było wiele, na każdym etapie rozwoju. Pierwsze gesty, pierwsze słowa, śmieszne wypowiedzi i skojarzenia. *(Zawsze wspominamy z uśmiechem, kiedy czteroletnia Wiktoria marudziła cały dzień, że boli ją głowa i że potrzebuje tabletkę na głowę. Po pewnym czasie zdenerwowana mama dała jej pastylkę do ręki. Zadowolona Wiki, położyła ją sobie na głowę i stwierdziła, że głowa przestała boleć😊).

Później szkoła, przyjaźnie, sukcesy i niepowodzenia. Rozczulających momentów było wiele, jak na przykład listy do Dzieciątka i Zajączka. Ostatnio znaleźliśmy w jednym ze starych pudeł wiadomość ośmioletniej Marysi do św. Mikołaja. Oprócz rozbawienia, bardzo się wzruszyliśmy, gdy przeczytaliśmy, że Marysia prosiła o pieniądze na zepsuty samochód taty, a dopiero później o prezent dla siebie.

Jak wychować zgodne rodzeństwo? Jak to zrobiliście, że dziewczyny są tak bardzo za sobą? Czy było coś, co powtarzaliście im od samego początku, typu Pamiętaj super jest mieć siostrę”? Jak pokazywaliście wartość tego, że mają siebie? Czy w ogóle to robiliście?

Nie zastanawialiśmy się nad tym, jak pokazać im wartość tego, że się mają, że są siostrami. Wydawało nam się to czymś naturalnym, ponieważ każdy z nas posiada rodzeństwo i wiedzieliśmy, że po każdej burzliwej kłótni trzeba się było pogodzić. Poza tym mieszkały przez 13 lat w jednym pokoju, więc każdą zabawę, sprzeczkę, ważne chwile przeżywały wspólnie. Nie zmienia to faktu, że są od siebie bardzo różne i mają odmienne zainteresowania.

Nie ingerowaliśmy w ich wzajemne relacje, staraliśmy się nigdy nie stawać po żadnej ze stron. Myślę, że mieliśmy ułatwione zadanie, bo dziewczyny nie walczyły ze sobą i bójek pomiędzy nimi było niewiele. Być może wynika to z różnicy wieku (4 lata) i z odmiennych charakterów. Nie przypominamy sobie żadnych dramatycznych wydarzeń, w których musielibyśmy interweniować, raczej były to zwyczajne sprzeczki. Poza tym, w kryzysowych sytuacjach, zawsze trzymały się razem, szczególnie kiedy wkraczały osoby trzecie, były dla siebie dużym wsparciem.

Żyjemy w trudnych czasach. Wychowanie, nawet najlepsze, często (w zderzeniu z rzeczywistością XXI wieku, kultem piękna, pieniędzy dobrobytu, szczęścia, internetu) nie wystarcza. Dzieci nie potrafią obronić swoich wartości, tego kim są, gubią się i często nie potrafią później odnaleźć. Co Wy zrobiliście, że dziewczynki się nie zatraciły w tej rzeczywistości? Co robiliście/mówiliście w momencie, kiedy dziewczynki wkurzały się na Was bo inni mogą/bo inni mają, a my nie?

Staraliśmy się wychować dziewczyny na osoby dobre, współczujące, zawsze powtarzaliśmy im zasadę „nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Teraz dziewczyny mówią, że ta zasada nie zawsze sprawdza się w dorosłym życiu, że trudno jest im pokazać asertywność, odmówić, postawić siebie na pierwszym miejscu, zamiast przejmować się tym, że komuś będzie przykro. Tak mówią, gdy mają trudne chwile, jednak w ogólnym rozrachunku wiedzą, że nie zawsze ta zasada w dzisiejszych czasach się opłaca, ale na pewno warto być dobrym i uczciwym człowiekiem.

Nigdy nie miały wszystkiego, czego chciały, głównie ze względu na warunki materialne. Jasne, że często miały o to żal. Wtedy rozmawialiśmy i tłumaczyliśmy, że zawsze jest ktoś, kto będzie miał więcej od nich, więc radości muszą szukać w tym, co mają, najlepiej w rzeczach niematerialnych, bo inaczej nigdy nie będą szczęśliwe i zawsze będzie im mało. Z pomocą przychodziły mi słowa jednego z moich przedszkolaków, który sprzeczając się z kolegą, powiedział mu, że „najbardziej biedny jest ten, który myśli tylko o pieniądzach”.

Czy nakładaliście jakieś ograniczenia na korzystanie z TV, mediów społecznościowych, laptopów i innych wynalazków? Dlaczego? Co Wami kierowało? Czy to był błąd, czy drugi raz podjęlibyście inną decyzję?

Kiedy dziewczyny były małe, media społecznościowe, czy internet nie były takim zagrożeniem jak dzisiaj. Ale oczywiście staraliśmy się robić ograniczenia czasowe najpierw na telewizor, później na komputer i telefon. Uważamy, że była to bardzo dobra decyzja, bo dzięki temu większość wolnych chwil spędzały na podwórku z rówieśnikami, albo czytały, bawiły się.

Czy mieliście w domu jakieś zasady, których trzymaliście się za wszelką cenę? Czy uważacie, że zasady są ważne? Dlaczego?

Mieliśmy niewiele zasad, bycie konsekwentnym nie należy do naszych mocnych stron, ale niektóre były dla nas bardzo ważne. Pierwsza z nich to okazywanie szacunku każdemu człowiekowi. Zaczyna się od rodziny – każdy jest tak samo ważny, mimo że wszyscy są inni. Druga zasada to uczciwość wobec siebie, nie załatwialiśmy spraw za swoimi plecami, staraliśmy się komunikować w sposób otwarty. Trzecia zasada to wspólne posiłki, w miarę możliwości, na przykład niedzielne obiady i śniadania.

Jak spędzaliście razem czas? Czy mieliście jakieś wspólne rytuały/aktywności?

Przede wszystkim to o czym wspominaliśmy wcześniej, czyli wspólne spożywanie posiłków. Oboje dużo pracowaliśmy, ale niedziela była dniem, w którym zawsze byliśmy razem. Wycieczki rowerowe, spacerowanie po lesie, zwiedzanie zamków, granie w planszówki albo siedzenie w domu i wspólne „nic nierobienie”.

Poza tym, kiedy dziewczyny brały udział w różnych zajęciach i konkursach, angażowaliśmy się całą rodziną.  Było to dla nas za każdym razem wielkie wydarzenie!

Czy były takie obowiązki, zadania związane z wychowaniem, które były przydzielone” tylko mamie albo tylko tacie?

Z perspektywy czasu myślę, że angażowaliśmy się w wychowanie tak samo mocno. Nie dzieliliśmy obowiązków, zadań na męskie i żeńskie. Chyba, że chodzi o plecenie warkoczy, albo dobór ubioru – wtedy wkraczała mama. Ale za to w bawieniu się lalkami najlepszy był tata😊. Podziały były bardzo płynne i wynikały raczej z umiejętności, preferencji, albo dyspozycji czasowej.

Jaki macie sposób na bunt nastolatki? Co robiliście wyprowadzeni na skraj równowagi psychicznej? Co wam pomagało przetrwać ten czas?

Każda z dziewczyn przechodziła nastoletni bunt inaczej. Jedna gromadziła całą złość i frustrację w sobie, zamykała się na nas, druga prowadziła długie dyskusje i wyrzucała frustrację na zewnątrz. Momentami bywało ciężko, ale dziewczyny wiedziały, kiedy przestać. Gdy tacie wychodziła żyła na czole, wiedziały, że żarty się skończyły 😉.

Najważniejsze to przeczekać wybuch i nie dać się sprowokować. Nie wchodzić w niepotrzebne dyskusje, tylko dać czas na wyrzucenie z siebie złości i ochłonięcie. Potem dopiero można rozmawiać.

Co Was najbardziej zaskoczyło w wychowaniu? Czy było coś takiego, co pierwotnie w Waszej głowie inaczej się układało, a życie i dziewczynki diametralnie zmieniły? Jakie mieliście obawy przed wychowaniem, w trakcie wychowania? Które zderzenie z rzeczywistością było szczególnie trudne?

Pierwsze trudne doświadczenie związane było z zagrożoną ciążą, długi pobyt w szpitalu i powroty do niego z Wiką po porodzie. Wtedy zdrowie było najważniejsze, a wszystko inne schodziło na dalszy plan. Później był lęk o znalezienie koleżanek i kolegów, akceptację w szkole, żeby nie wpadły w złe towarzystwo. Chcieliśmy, żeby dobrze sobie radziły w relacjach z innymi ludźmi, żeby zbudowały prawdziwe przyjaźnie, znalazły miłość.

Najtrudniejsza była dla nas, już wspomniana wcześniej, konsekwencja. Pojawił się epizod gry na instrumentach. Niestety, kiedy przyszedł kryzys niechęci i nudy, odpuściliśmy i teraz obie córki żałują, że wtedy nie okazaliśmy stanowczości. Myśleliśmy, że nie powinniśmy ich stresować i najlepiej jest odpuścić. Właśnie takie sytuacje były i są dla nas najtrudniejsze w wychowywaniu dzieci – kiedy należy okazać stanowczość i robić coś wbrew woli dziecka, a kiedy należy odpuścić. My często przyjmowaliśmy tę drugą strategię, ale czy była ona słuszna?

Czy dziewczynki przychodzą do Was z problemami? Kiedy przychodzą? Jak myślicie, co trzeba zrobić, żeby dzieci chciały z nami rozmawiać?

Każda z dziewczyn radzi sobie z problemami inaczej. Jedna przychodzi, przegaduje sprawę, wałkuje temat do zadręczenia słuchacza, płacze przy nas, przeklina, wyrzuca złość. Druga zamyka się w sobie, trzeba z niej wyciągać delikatnie, co się stało, nie lubi rozmawiać o problemach.

Myślę, że przez to, że byliśmy wobec dziewczyn uczciwi i dużo z nimi rozmawialiśmy o wszystkim, one obdarzyły nas zaufaniem i powierzenie problemów było czymś naturalnym.

Wychowanie dziewczynek jest wyzwaniem dla obojga rodziców, ale dla mamy szczególnie. Jeśli mama nie pohamuje swoich oczekiwań, wymagań i dążenia do ideału, wywoła prawdziwą katastrofę. Jak Ci się udało tego nie robić? Co odpuszczałaś, a czego nie? Gdzie ustaliłaś tą granicę, w której mówiłaś sobie ok, teraz już przesadzam?

Zawsze chciałam, żeby dziewczyny miały dobre relacje z przyjaciółmi, były szczęśliwe, mądre, pewne swojej wartości. To ostatnie nie za bardzo mi wyszło. Chyba było z mojej strony za mało pochwał i komplementów. Nie chciałam, żeby wyrosły na osoby przekonane o własnej nieomylności, ale teraz wiem, jak ważne jest, żeby powtarzać dzieciom, że są wyjątkowe i piękne.

Co możecie doradzić innym rodzicom? Co chcielibyście Wy sami usłyszeć wiele lat temu? O czym należy według Was pamiętać wychowując dziecko?

Każde dziecko jest inne i wymaga innych reguł wychowawczych, przede wszystkim trzeba obserwować i słuchać. Ważne jest, żeby potrafiło doceniać to, co ma, cieszyć się z małych momentów w życiu. Żeby potrafiło być uważne na drugiego człowieka, nie patrzyło tylko na własne dobro. Ale nie można zapomnieć o budowaniu wartości dziecka i wykształceniu u niego umiejętności zadbania o własne szczęście.